środa, 15 lipca 2015

PROLOG

- Mamo! - oburzona usiadłam na kanapie, ile ta kobieta może mieć pretensji?!
- Dziecko drogie! Ile ty masz lat? - chodziła roztrzęsiona po całym mieszkaniu psując mi i mojemu rodzeństwu dobry nastrój. Była strasznie przewrażliwiona, zawsze zazdrościłam moim znajomym, których rodzice byli tacy wyluzowani... A moi? Mój tata nie mieszka tu odkąd byłam mała, też nie wytrzymał presji i po prostu ją zostawił, gdybym tak mogła też już dawno bym się wyprowadziła jak najdalej i nie dawała znaku życia, ale nie, pewnie, nawet kiedy jestem już pełnoletnia, dla niej jestem za malutka, by móc robić coś samej...
- Dziewiętnaście! Nie jestem już niemowlakiem, który potrzebuje twojej nieustannej opieki, jestem dorosła! - ta cała kłótnia toczyła się o to, że oznajmiłam jej, że wyjeżdżam z kraju, a ona oczywiście mi zabroniła, chociaż, co ona może? 
- Czy ty siebie słyszysz? Nie masz pieniędzy, domu, niczego! - nie rozumiałam nigdy takich ludzi, zamiast się cieszyć z mojego szczęścia to jeszcze będzie wytykać, ona by najlepiej chciała, żebym mieszkała z nią do śmierci...
- Zrozum, że nie będę całe życie twoją marionetką - mruknęłam zmieniając ton z głośnego na cichy i zimny, a mymi oczami świdrowałam moją rodzicielkę.
- Saero, skąd ty znasz takie słowa? Znowu się piosenek o zranionej miłości nasłuchałaś? - czy ona zawsze, cokolwiek nie powiem musi mnie jakoś poniżyć?
- Dobra, wiesz co? Próbowałam po dobroci, ale nie to nie, nie będę pozwalała sobie, żebyś ustawiała mi MOJE życie... Wyjeżdżam, skończyłam już tą rozmowę - mruknęłam oschle omijając ją i przechodząc szybkim ruchem do mojego pokoju, gdzie na materacach leżała sobie spokojnie moja młodsza siostra Daisy, która była zasłuchana w muzyce. Moja matka była taka przewrażliwiona ponieważ jej rodzice pozwalali jej na wszystko i jak skończyła? Na kasie w sklepie zarabiając ledwo 1200 funtów na miesiąc i jakieś lipne alimenty, w dodatku na dwupokojowym, malutkim mieszkanku daleko od centrum miasta, w zrujnowanej, nieogrzewanej, zarobaczonej kamienicy. A ja - dziewiętnastoletnia dziewczyna muszę mieć pokój, który jest rozmiarów minimalnych, z dwunastoletnią siostrą i jedenastoletnim bratem, fajnie nie? Nie dla mnie... Śpimy na trzech małych materacach położonych na krzyż, które zabierają dosłownie trzy czwarte miejsca w pokoju. Znajduje się jeszcze małe biureczko i dwa krzesła, których nawet się nie da wysunąć z pod biurka, kiedy materace są niezłożone, musimy je kłaść jeden na drugim, by funkcjonować. To święte miejsce Daisy, zawsze w dzień leży tam słuchając muzyki. Ściany są poobcierane, wyblakłe, poplamione i porysowane wszelkiego rodzaju farbkami, kredkami czy pastelami, które mój brat ma ze szkoły. Usiadłam przy starym komputerze, który kupiłam jeszcze za czasu mojej komunii i włączyłam go.
- Jezu, ile może się włączać?! - warknęłam przeczesując bezsilnie włosy. Daisy wyjęła słuchawki z uszu i westchnęła cichutko schodząc z górki ułożonych materacy. 
- Saeroś, weź mnie ze sobą - poprosiła zakładając mi rękę na ramię, jej smutne oczy wyrażały wszystko, żal do matki, ból, nadzieja, że pomogę dostać się do lepszego świata.
- Daisy... aniołku, przepraszam, ale nie mogę - spuściła zawiedziona głowę. - Wzięła bym cię, Dai, ale nie mogę, jak tylko skończysz osiemnaście lat, zabiorę cię od niej, obiecuję, Armina też stąd wezmę i pomogę wam, ale najpierw sama wyjadę, zobaczę jak to wygląda, zdobędę wizę na pracę, męża, ustabilizuje się, by potem wam pomóc - otarłam łezki z policzek siostry.
Obiecałam sobie i jej, że ją uratuję.